W piątek (4 października) w Gminnej Bibliotece Publicznej im. Andrzeja Łuczeńczyka w Ludwinie odbyło się spotkanie z pisarzem Marcinem Wrońskim. To postać doskonale znana w świecie książki. Spod jego pióra wyszedł cykl kryminałów retro o komisarzu Zygmuncie Maciejewskim, prowadzącym swoje śledztwa w starym Lublinie.
Spotkanie otworzyła dyrektor biblioteki Wanda Olędzka, przedstawiając i witając przybyłych gości. Wśród nich pojawili się m.in. Joanna Chapska z Biblioteki Wojewódzkiej, Jadwiga Marczewska z placówki powiatowej, sekretarz gminy Szymon Czech, czytelnicy i bibliotekarze z sąsiednich gmin. Po krótkim wstępie sylwetkę pisarza zaprezentowała Elżbieta Kuczyńska. – Marcin Wroński urodził się w 1972 roku – rozpoczęła. – To po nim widać – odciął dowcipnie główny aktor spotkania. – Pisał fantastykę, opowiadania, był redaktorem, tworzył piosenki i skecze do kabaretu. Gdy nadszedł wiek XXI postanowił zacząć wszystko od nowa. I tak rozpoczęła się historia z kryminałami retro o dawnym Lublinie. Pierwszą pozycją serii o komisarzu Maciejewskim była książka zatytułowana „Morderstwo pod cenzurą”. Za swoją twórczość otrzymał liczne nagrody, a nawet Medal Prezydenta Miasta Lublina. Czterokrotnie był nominowany do Nagrody Wielkiego Kalibru – przypomniała. – Mogę pochwalić się, że nawet pięciokrotnie, bo właśnie otrzymałem nominację za książkę „Skrzydlata trumna” – dodał pisarz.
Cykl o komisarzu Maciejewskim na razie obejmuje pięć części – „Morderstwo pod cenzurą” (wyd. 2007), „Kino Venus” (wyd. 2008), „A na imię jej będzie Aniela” (wyd. 2011), „Skrzydlata trumna” (wyd. 2012) i „Pogrom w przyszły wtorek” (wyd. 2013), kryminał tym razem w całości rozgrywający się w czasach tuż po II wojnie światowej. Marcin Wroński jest również autorem „Officium Secretum. Psa Pańskiego”, thrillera polityczno-kościelnego. Ten dorobek sprawił, że przebojem wdarł się w szeregi cenionych pisarzy, zbierając ze swoje dzieła bardzo dobre recenzje.
– Jak to jest być pisarzem? Ja nim jestem trochę z próżności, że nie umie się robić niczego innego – zaczął z humorem swoją opowieść Marcin Wroński. – W dodatku należę do wąskiej grupy: jestem pisarzem zawodowym, który utrzymuje się z tego co pisze. Choć oczywiście codziennie muszę wstawać do pracy i siadać przed komputerem. Różnica polega na tym, że nie muszę iść do urzędu czy zakładu. Ten wybór mi się udał, żyję z pisania. Dziękuję mojemu byłemu pracodawcy za to, że mnie… zredukował. To nie było miłe, ale skrzynka szampana mu się należy. Teraz łączę przyjemne z pożytecznym, bo mam nadzieję, że moje książki przynoszą jakiś pożytek. Pierwsze oczywiście nie przynoszą pieniędzy albo tylko bardzo małe. Dziś początkujący pisarze mają w Polsce dużo łatwiej, ja musiałem wszystko robić sam. I nadal to robię, włącznie z prowadzeniem strony internetowej. Najpierw jestem dziennikarzem, potem pisarzem, a na końcu jeszcze marketingowcem. Nie mam w ogóle wakacji, jestem pracoholikiem – przyznał.
Spotkanie prędzej czy później, ale musiało wreszcie zejść na temat komisarza. – Zygmunt Maciejewski? Stworzyłem go wcześniej w „Obsesyjnym motywie babiego lata”, która przeszła bez echa – kontynuuje autor kryminałów. – Postanowiłem mu to zrekompensować i został policjantem. Od początku wiedziałem jaki ten bohater ma być, pasujący do tamtej epoki. Wzorowałem się na czarnym kryminale amerykańskim. To typ chandlerowski, choć u mnie nie został prywatnym detektywem. On jest trochę jak Lublin: trochę zakompleksiony w stosunku do Warszawy, niechlujny, jest sobą, jest skuteczny, nie jest głupi, jest tolerancyjny, ale też nie przepada za obcymi. To jest w nim pociągające i pisanie o takim bohaterze sprawia mi przyjemność. „Morderstwo pod cenzurą” to był eksperyment, nie literacki, tylko z moim życiem. Powiedziałem sobie, że jak będzie sukces, to piszę dalej, a jak nie, jadę do Warszawy i biorę się do jakiejś „uczciwej” pracy redaktorskiej. No i udało się. Na wiosnę ukaże się kolejna część, pod roboczym tytułem „Haiti”. W następnej natomiast Zyga Maciejewski pojawi się w Zamościu. Podpisałem umowę z wydawnictwem na 10 książek o komisarzu – wyjaśnił, na koniec umieszczając jeszcze w książkach słuchaczy dedykacje i swoje autografy.
Sukcesem zakończył się nie tylko „eksperyment z życiem” Marcina Wrońskiego. To samo można powiedzieć o wizycie pisarza w Ludwinie w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki. Dla uczestników i miłośników kryminałów randez-vous z autorem było prawdziwą przyjemnością i ucztą.. Inteligentne, dowcipne spostrzeżenia, wciągające historie i błyskotliwe odpowiedzi na pytania stworzyły niepowtarzalną aurę i nastrój. Ten piątek zapisze się na długo w pamięci. Kto nie był, niech żałuje. Oby więcej takich spotkań.
Wizyta Marcina Wrońskiego w Ludwinie odbyła się w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki finansowanego przez Instytut Książki.